czwartek, 28 stycznia 2016
1.12 Aśka na komendzie i napad na moją osobę.
-Aśka?
Wyjrzała na korytasz i zapytała pierwszego lepszego policjanta, którym na szczęście okazał się być Jacek:
-Przepraszam, czy nie macie innych policjantów? Ja nie chcę z nimi prowadzić rozmowy.
-Przykro mi, ale pozostałe patrole są na mieście. Musi się pani przemęczyć z posterunkową Wysocką i aspirantem Białachem.
-Proszę -złapała Jacka za mundur i coś mu wyszeptała do ucha.
-Przepraszam, czy pani mi właśnie proponuję łapówkę?
-Nie no co pan. To tylko propozycja zmiany patroli.
-Nie, nie mogę się na to zgodzić to nieetyczne. Tym bardziej nie zgodzę się na żadną zmianę patroli. Będzie pani przeprowadzać z nimi wywiad czy się to pani podoba, czy nie -powiedział zdenerwowany Jacek i szybko odszedł.
-Ciekawe co ta baba mu zaproponowała, ze tak szybko uciekł -wyszeptał Mikołaj.
-Nie wiem ale chyba nic dobrego -odszepnęłam. W momencie, kiedy ja szeptałam to do Mikołaja, Aśka odwróciła i wydarła się:
-Co mnie obgadujesz szmato? Mało już łez przez ciebie wylałam?
-Proszę uważać na słowa, bo zaraz panią zakuję w kajdanki -powiedział Mikołaj.
-Nie interesuje mnie to. Zdradziłaś mnie i Arek też.
-Cco?
-Taak dobrze słyszysz. Widziałam cię z Arkiem przed komendą. Pocałowaliście się. Teraz się nie wykręcisz.
-Przepraszam, ale pani zgłasza to zawiadomienie czy mam panią zamknąć na dołek? -powiedział, już widocznie zły, Mikołaj.
-Tak, tak oczywiście zgłaszam.
-Napierw poproszę o dowód.
Mikołaj spisał wszystkie dane z dowodu.
-Dziękuję. Teraz proszę wszystko mi opowiedzieć. To znaczy jak się nazywa narzeczony, w co był ubrany, czy, w dniu zaginięcia, jakoś inaczej się zachowywał.
-Nazywa się Arek Młynarczyk. W dniu zaginięcia był ubrany w...
-Przepraszam, ten Arek Młynarczyk co siedzi u nas w areszcie? -przerwał jej, Mikołaj.
-Jak to? Za co go zamknęli?
-Proszę pani, to pani nic nie wie? Pani chłopak pobił i próbował zgwałcić moją partnerkę Ole Wysocką.
-To nie możliwe. Ona na pewno coś zmyśla.
-Nic nie zmyśla, bo widziałem to ja i oprócz nas pięciu antyterrorystów. Wszyscy to mogą potwierdzić.
-To nie możliwe -powtórzyła Joanna -Jeszcze tego pożałujesz szmato. Po tych słowach szybko opuściła pokój przesłuchań. Wróciła jeszcze na moment żeby zapytać się Mikołaja czy i kiedy może odwiedzić Arka i tyle ją widziałam. Wciąż byłam zaskoczona zachowaniem Asi, jednak w pełni ją rozumiałam. Nie wiedziałam jak ja bym zareagowała gdybym dowiedziała się że mój facet przytulał lub całował jakąś inną laskę.
-Yyy? Czy ktoś mi może wytłumaczyć o co jej chodziło? -zapytał się zdziwiony Mikołaj.
-Szczerze? Ja sama tego nie wiem.
-A ja mam to wiedzieć?
Opowiedziałam mu pokrótce jak wyglądała nasza rozmowa tejże nocy. Mikołaj tylko kiwał głową. W końcu postanowił się odezwać:
-Noo rzeczywiście jej reakcja była z lekko przesadzona. Ale przyznaj na jej miejscu zachowałabyś się podobnie.
-Na jej miejscu to przede wszystkim zapytałabym obydwu stron jak się do tego odnoszą.
Po służbie Mikołaj został jeszcze chwilę na komendzie. Miał jeszcze jakieś tam papiery do wypełnienia a nie chciał ich zostawiać na następny dzień. Szłam właśnie ulicą do mojego domu, kiedy zaczepił mnie jakiś przechodzień. Prosił najpierw o jedzenie, kiedy odmówiłam o pieniądze a kiedy powiedziałam, że nie mam przy sobie wyciągnął z kieszeni nóż. Zaczął mi nim grozić i mówić że mnie zabije. Co mogłam zrobić? Próbowałam uciec, wtedy za moimi plecami pojawiło się dwóch typowych dresów. Powiedzieli że jak nie dam im szmalu to zabiją mnie i całą moją rodzinę. Wszystkich znają, wiedzą że mój ojciec pracuje na komendzie. Wiedzą że jestem policjantką i że mój chłopak jeździ ze mną w patrolu. A końcu jeden z mężczyzn złapał mnie za gardło.
-Jak nie podobroci, to po złości -syknął i wziął nóż od gościa.
-Zaraz zniszczymy twoją śliczną buźkę. Już nie będziesz podrywać zajętych facetów -powiedział drugi z łepków.
Darłam się na całe gardło kiedy ostry nóż powoli, ale nieubłaganie zbliżał się do mojej twarzy.
piątek, 22 stycznia 2016
1. 11. Pogadanka z ojcem, obiad i niespodziewany gość w pokoju przesłuchań.
Następnego dnia, tata wezwał mnie do siebie do gabinetu. Nie wiedziałam o co w ogóle chodzi, ale wkrótce miałam się dowiedzieć.
-Wejść! -krzyknął komendant, po moim zapukaniu.
-Cześć tato, wzywałeś mnie?
-Tak pewnie siadaj.
Usiadłam.
-O co chodzi? -zapytałam.
-Powiem prosto z mostu. Jesteś z Mikołajem?
-Dobra, nie będę zmyślać. Prędzej czy później to i tak się wyda.
-Czyli jednak łączy cię z twoim dowódcą, coś więcej niż tylko przyjaźń?
-Tak tato jesteśmy parą, ale...
-Słuchaj Ola dostałem dzisiaj do skrzynki anonimowy list. Może chciałabyś go przeczytać?
'Uważaj na Białacha i swoją córkę. Kręcą coś ze sobą.' Tak brzmiała tresc anonimu.
-I jak ty się do tego odniesiesz?
-Tato ja...
-Słuchaj Ola, romanse, szczególnie w takiej pracy jaką my mamy, nie są zbytnio pożądane. Chcesz mieć na głowie BSW? -nic nie odpowiedziałam. -No tak myślałem. Więc jeśli nie chcesz wpędzić w kłopoty starego ojca, to proszę zerwij z Mikołajem.
-Tak tato, ale ja nie mogę z nim zerwać. Kocham go, a poza tym jestem z nim w ciąży -ostatnie słowo wypowiedziałam prawie niedosłyszalnym szeptem.
-Coooo? Jeszcze na dodatek jesteś w ciąży? -tato złapał się za głowę. -Proszę cię Olu wyjdź muszę to wszystko przemyśleć.
Po prostu wstałam i wyszłam. Nic wielkiego.
Pięć minut później, w radiowozie.
-I co tam chciał stary?
-Pytał się o mój związek z tobą.
-Kto mu powiedział??
-Dostał jakiś anonim.
-Jaki anonim?
-Nie wiem -Mikołaj spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. -No pisało w nim: "Uważaj na swoją córkę i Białacha. Kręcą coś ze sobą".
-A co stary powiedział?
-00 do 05 -odezwał się przez radio Jacek.
-Uh, no to sobie pogadaliśmy. 05 zgłasza się.
-Jedzcie na ulicę Konwaliową 15/120 podobno doszło tam do kradzieży znacznej kwoty pieniężnej.
-Tylko mam nadzieję że to nie będzie dziesięć złotych -zażartował Mikołaj.
-Nie, podobno to kilka tysięcy. Sprawdźcie to.
Po przyjeździe na miejsce okazało się że babka tą kasę zgubiła i chwilę później okazało się gdzie: leżała za kanapą. Ia nie wiem co ci ludzie mają w głowach: gubią pieniądze a potem myślą ze co? Ze im znajdziemy?
Ogólnie było to pierwsze i ostatnie zgłoszenie do przerwy. Równo o godzinie 14:00 zjechaliśmy na bazę i poszliśmy do naszej stołówki zakładowej. Przywitała nas jak zwykle uśmiechnięta Pani Zosia. Chwilę później zamówiliśmy i zjedliśmy posiłek: Mikołaj trochę ziemniaków, surówkę i małego kotleta mielonego, a ja trzy pyzy z mięsem, pół talerza ziemniaków, wielki schabowy i na końcu pół gara surówki.
-Olu nie za dużo trochę tego jedzenia?
-Mikołaj nie zapominaj, że czy chcę, czy nie muszę jeść teraz za dwojga.
-Aaa no tak. Bo wiesz: zwykle tak mało jadłaś a dzisiaj... Ehh.
Kiedy jedliśmy przyszedł Jacek. Odkąd zerwaliśmy prawie się nie widzieliśmy a rozmawialiśmy głównie przez radio.
-Cześć wam -powiedział masz dyżurny.
-No cześć. Wiesz co Jacku? Jesteśmy zaszczyceni tym ze postanowiłeś do nas nas dołączyć w trakcie spożywania posiłku. Tylko ze będziesz musiał jeść rękami, bo nie wziąłeś sobie talerza, a swojego na pewno ci nie dam -zażartował Mikołaj.
-Nie będę jadł z wami przykro mi. Odpuszczę sobie też przyjemność, jedzenia z twojego talerza, a to dlatego, ze mam dzisiaj taki zapiernicz na radiu ze nie wiem w co ręce wsadzić.
-No to mów, co chcesz
-Chciałem wam powiedzieć że przyszła jakaś babka złożyć zawiadomienie o zaginięciu.
-Kto jej zaginął? -postanowiłam się wtrącić.
-Chłopak. A tak w ogóle to powinnaś tyle jeść Ola? Zawsze taka chuda, zawsze tak sie odchudzała, nie chciała żadnych cukiereczków, babeczek, czekoladek.
-00 do 08 -radio Jacka wybawiło mnie od niewygodnej odpowiedzi.
-Ups przepraszam. Obowiązki wzywają. Potem pogadamy Olu, okej? 00 zgłasza się -ostatnie zdanie wypowiedział wstając i oddalając się od stołu.
-Za to ostatnie zdanie bym mu przyjebał -powiedział wyraźnie zdenerwowany Mikołaj.
-Co?
-No tak. W końcu nikt nie będzie obrażał mojej księżniczki -ostatnie zdanie powiedział z taką czułością, że ja myślałam ze się rozpłyne.
Resztę obiadu zjedliśmy w milczeniu. W końcu poszliśmy do pokoju przesłuchań. Na fotelu siedziała...
Pyt. 1. Kto przyszedł zgłosić zawiadomienie na komendę?
niedziela, 17 stycznia 2016
1.10 Ciąża Oli
Już od tygodnia chodzę do pracy. Pewnego dnia źle się poczułam i poprosiłam tatę o wolne. Całe przedpołudnie myślałam, o co mogło chodzić Aśce. Przecież nasze relacje aż do tej feralnej nocy były bardzo dobre. Nie miałam z nią prawie żadnego kontaktu. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na SMS'y, maile. Tylko raz wysłała mi SMS: "zginiesz suko za mojego męża". Chyba tylko ja w tym całym cyrku nie wiedziałam o co chodzi. Nagle zrobiło mi się niedobrze i poszłam do łazienki zwymiotować. "Kurcze to już trzeci raz dzisiaj" pomyślałam sobie "może jednak wybiore sie do doktora". Jednak nie poszłam. Resztę dnia spędziłam czytając na przemian książkę i oglądając telewizję. Około osiemnastej przyszedł do mnie Mikołaj.
-Cześć kochanie -powiedział i pocałował mnie. -Co ty taka blada?
-A chora jestem. Nie powinieneś przychodzić. Jeszcze się zarazisz.
-Oj nie martw się.
Nagle zaczął mnie coraz namiętniej całować. W końcu rozpiął mi bluzkę, sobie spodnie i wiadomo co się dalej działo.
-Zostajesz na noc - powiedziałam po wszystkim.
-A mam inne wyjście?
-No nie -uśmiechnęłam się. -A może jesteś głodny? Zostały mi jeszcze schabowe.
-Ale ty mnie dokarmiasz, będę gruby.
-Gdzie tam gruby, właśnie aż za chudy jesteś, powinnam cię dokarmiać.
-To tobie przydało by się więcej jeść.
-No dobrze, jedz nie gadaj, ja już jadł... -nie dokończyłam bo po tych słowach pobiegłam do łazienki zwymiotować.
-Kochanie wszystko dobrze? -krzyknął Mikołaj.
-Tak, zaraz wyjdę.
Zwymiotowałam a po chwili postanowiłam zrobić test ciążowy. Skąd miałam testy? Jak jeszcze byłam z Jackiem, to bałam się ze wpadliśmy, ale zrobiłam dwa testy, obydwa wyszły negatywnie i został mi jeszcze jeden. Ręce mi się tak trzesły, jak podczas matury z matematyki. Pozytywny. O nie.
Powoli wyszłam z łazienki. Zobaczyłam ze Mikołaj stoi przy drzwiach.
-Oluś co się stało? Tak szybko wybiegłaś z pokoju.
-Będziesz ojcem, gratuluję -powiedziałam i podałam mu test ciążowy.
*Mikołaj
Byłem trochę zaskoczony wyznaniem Oli. No dobra bardzo. Okej przyznaje się zdębiałem, stałem zupełnie bez słowa i to był błąd.
*Ola
Mikołaj nic się nie odzywał.
-No co tak stoisz? Powiedz coś. Pewnie nie cieszysz ze zostaniesz ojcem? Zostawisz mnie?
Wciąż nic nie mówił.
-Wiedziałam, wszyscy faceci tacy są. Wynoś się z mojego mieszkania, nie chce cię na oczy widzieć! -płakałam.
-Olu, spójrz mi w oczy -uh rychło w czas odzyskał mowę. -Ja Cię kocham rozumiesz? I tak samo kocham tego małego człowieka, który rozwija się w twoim brzuchu. I choćbym miał wstawać w środku nocy do dziecka, zmieniać mu pieluchy, gotować obiadki, to i tak będę kochać go i ciebie. A nie odzywałem się bo byłem zaskoczony.
Otarłam łzy.
-Skąd wiesz ze to będzie chłopczyk? -zapytałam się.
-Męska intuicja. A poza tym mam już dwie córki to przydałby się teraz syn. Pamiętasz jak kiedyś na patrolu powiedziałaś że mam już dwie córki i muszę dalej próbować? I właśnie teraz spróbuję mieć męskiego potomka.
-Kochanie, pójdziemy jeszcze na lody? Proszę.
-Hmmm, nie wiem czy lodziarnie są otwarte -spojrzał na zegarek. - Nooo na starym mieście powinny być jeszcze jakieś czynne.
*W trakcie drogi do lodziarni.
-Kochanie, a może powiemy twojemu ojcu o naszym związku i o twojej ciąży?
-No nie wiem czy to dobry pomysł. Może powiemy mu jak już będzie brzuch widać? -zaproponowałam.
-Kiedy wracasz do pracy? -zapytał się.
-Jak będę się dobrze czuła to nawet jutro a co?
-To jak wrócisz do pracy to mu powiemy.
-Mikołaj, ale ty przecież doskonale wiesz, jaki to mój ojciec jest narwany na moje wszystkie związki. Pamiętasz jaką szopkę odstawił jak byłam z Jackiem?
-Nooo pamiętam. Ale teraz jesteś ze mną i do tego będziemy mieć razem dziecko. Mówię ci, jak ja powiedziałem swojemu ojcu, że będę mieć dziecko, Dominikę, to się do mnie miesiąc nie odzywał, a tym bardziej jak powiedziałem ze będę mieć je z Kamilą. Nigdy za sobą nie przepadali.
-Ale akurat ciebie to mój tata bardzo lubi.
-Ooo patrz lodziarnia. Kto ostatni ten frajer -i tyle go widziałam.
Przybiegłam kiedy miał już w ręce dwa lody: jednego bakaliowego, dla mnie i jednego śmietankowego, dla siebie.
-Nie powinieneś mnie tak męczyć. Wiesz że jestem w ciąży.
-W ciąży odrobina ruchu nigdy nie robina ruchu nigdy nie zaszkodzi.
-Dobra ty Mikołaj już się tak nie wymądrzaj tylko jedz tego loda. Uważaj kapie ci!
Żartowaliśmy i śmieliśmy się do samego domu.
sobota, 16 stycznia 2016
Miniaturka na 1000 wyświetleń
Jechali samochodem. Nagle Ola zauważyła ze tak naprawdę wcale nie jadą do ich ulubionej knajpy, jak to zwykle bywa tylko w zupełnie inną stronę. Nie spytała o to Mikołaja, bo myślała że odkrył on zupełnie innej knajpe w innej części miasta z dużo lepszym piwem. Po Mikołaju można wszystkiego się spodziewać. Około trzydzieści minut później dotarli w końcu na miejsce.
-To chyba nie jest ta knajpa do której mnie zaprosiłeś? -zapytała z uśmiechem.
-Nie -odpowiedział i odwzajemnił uśmiech.
Weszli do restauracji. Było tam tyle potraw, każda z jakąś inną niespotykaną nazwą. Ciężko było Oli wybrać jakąś która by jej posmakowała, więc spytała się go, która jego zdaniem potrawa jest najlepsza. Powiedział jakąś dziwną nazwę i ulotnił się do łazienki. Wrócił z bukietem róż "najlepsze kwiaty dla mojej damy." powiedział. Powąchała je i teraz wiedziała już na pewno: Mikołaj odwzajemnia jej uczucie. Pojechali do jej mieszkania i od progu zaczęli się całować, i zrzucać z siebie ubrania. Poszli do łóżka na pierwszej randce! Na drugi dzień Ola obudziła się pierwsza. Mikołaja już nie było. Był w kuchni. W samych bokserkach przygotowywał śniadanie. Patrzyła jak jej mężczyzna przygotowywał śniadanie. W tym momencie wiedziała że planuje spędzić z nim resztę życia. Dwa miesiące później Ola powiedziała swojemu ojcu że spotyka się z Mikołajem. Nie był zbytnio zachwycony, ale co miał zrobić? To jej życie, jej sprawa. Minęły następne trzy miesiące. Pewnego dnia Ola zemdlała na odprawie. Mikołaj pojechał od razu do szpitala za karetką. Nie pytał się starego czy może. Wiedział że martwi się o swoją córkę, nie bardziej niż on. W szpitalu dowiedział się o cudownej sprawie: Ola była w ciąży. Bardzo się cieszył ale i martwił, bo kobieta przewracając się uderzyła dość mocno w głowę i lekarze postanowili zatrzymać ją na obserwacji. Dwa dni później wyszła ze szpitala. Mikołaj już czekał na nią z bukietem róż, identycznych jakie były na ich pierwszej randce. Zamieszkali razem, oświadczył się, dwa miesiące później był ślub. Kilka miesięcy potem urodził się ich duży ,zdrowy, syn nazwali go Wojciech po dziadku. Pewnego dnia, jakiś rok po porodzie, mężczyznę obudził płacz swojego synka. Oli nie było przy nim, więc pomyślał sobie ze pewnie usypia małego. Jednak kiedy po dziesięciu minutach chłopczyk nadal płakał, postanowił pójść i zobaczyć co się dzieje, Oli nie było przy dziecku. Przeszukał całe mieszkanie. Nigdzie jej nie było. Za to szafa była pusta, a na stole leżała kartka z listem. Napisane było pismem jego ukochanej: "Przykro mi nie możemy być już dłużej razem. Nie szukaj mnie, bo i tak nie znajdziesz. Pamiętaj że zawsze będę cię kochała.". W ogóle nie wiedział o co mogło chodzić Oli. Postanowił napić się alkoholu. Wypil prawie całą flaszke. Pił coraz więcej, brał co raz więcej "kacowych". Po dwóch tygodniach Wysocki postanowił się w końcu dowiedzieć o co mogło chodzić Mikołajowi, czemu tak czesto ostatnio brał "kacowe". I kto się opiekuje jego wnukiem? I przede wszystkim: co się działo z jego córką? Wzięła urlop na trzy tygodnie i od tej pory nikt jej nie widział ani nie słyszał. Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na wiadomości, maile. Więc Wysocki poszedł do mieszkania Mikołaja. Zapukał do drzwi. Otworzył mu zarosnięty, śmierdzący alkoholem, mężczyzna.
-Cco? Prosz tak nie krzyczeć. Łeb mi pęka.
-Gdzie jest Wojtek? -powtórzył Wojciech.
-No przecież tu stoi hehe -zaśmiał się pijany Mikołaj, pokazując na Wysockiego. Jednak jego wcale to nie bawiło.
-Gdzie jest twój syn, a mój wnuk?
-Aaaa tobie chodzi o tego Wojtka. Jest z Dominiką moja córką.
-Chce go zobaczyć -powiedział komendant i wszedł do mieszkania Mikołaja. Mieszkanie wyglądało tragicznie. Na podłodze walało się pełno butelek po alkoholu.
-Ups, zapomniałem posprzątać hehe.
Wysocki nie odpowiedział. Dalej chodził po całym lokum szukając jakichkolwiek oznak życia swojej córki lub tez swojego wnuka. Jednak ani ubrań Oli ani małego Wojtka nie było w mieszkaniu.
-Co z nimi zrobiłeś? -zapytał zdenerwowany.
-Ale z kim?
-Nie udawaj głupka -widząc głupią minę Mikołaja postanowił odpowiedzieć. -Z moją córką i twoim synem.
Po usłyszeniu tego słowa Mikołaj tak jakby się ożywił:
-Z Olą? Sama się wyprowadziła głupia suka... A Wojtek jak już ci mówiłem: jest z Dominiką. A teraz przepraszam, ale proszę wyjść ide spać.
-Ale jak to się wyprowadziła? Pokłóciliscie się? A może ją biłeś, nie szanowałeś?
-Nie. Pewnego dnia obudził mnie płacz Wojtka. Oli nie było. Przeszukałem całe mieszkanie, jednak na szafce był list. O o taki -rzucił list Wysockiemu i położył się na łóżku. -Możesz już wyjść?
Wysocki przeczytał list i wybiegł z mieszkania jak z procy. Pierwsze kroki skierował na komisariat zgłosić zawiadomienie o zaginięciu, jednak policjanci, którzy mieli tego dnia służbę, nie mieli zbyt dużych nadzieji. Po takim czasie? Ile dni minęło od zaginięcia? Dwa tygodnie? W co była ubrana córka? Jak to pan nie wie? Nie było pana przy córce wtedy? Przykro nam, nie możemy za wiele zrobić.
Policjanci powiedzieli jeszcze Wojciechowi, by poprosił jej męża, Mikołaja, aby poszedł na komendę zgłosić zeznania. Wyszedł tak naprawdę z niczym. Jako że dochodziła już 19 a u Mikołaja był o 15 pomyślał ze mógł już wytrzeźwieć i pójść na komendę złożyć zeznania. Wszedł do jego mieszkania. Było już trochę wysprzatane, to znaczy butelki już na ziemi nie leżały, tylko w dziesięciu równiutko poskładanych workach. Wojciech przyszedł właśnie wtedy, kiedy Mikołaj jedną ręką odkurzał dywan w salonie, a drugą usypiał małego Wojtka.
-Noo widzę że już nie jesteś pijany i można z tobą poważnie porozmawiać. Cześć Wojtusiu -ostatnie słowa skierował do Wojtka, zasypiającego w wózku.
-Nooo już nie -wyłączył odkurzacz.
-Czemu nie zgłosiłeś na policję tego że zaginęła Ola?
-Bo byłem załamany. Myśli samobójcze zatapiałem w alkoholu. O proszę -podwinął rękaw i pokazał mu kreski po cięciu.
-Matko boska Mikołaj! Musisz iść do psychologa -Wysocki przeraził się.
-To i tak nie ma sensu. Bez Oli nic nie ma sensu.
-Mikołaj słuchaj. Mi też jest ciężko. Ale ja się nie tnę, ja nie pij...
-Bo ty dopiero dzisiaj się dowiedziałeś. -przerwał Wojciechowi w połowie słowa. A ja wiem to już od dwóch tygodni. A teraz proszę cię wyjdź i daj mi spokój.
-Wyjde jak obiecasz mi że zapiszesz sie do psychologa -Wysocki postawił mu warunek. Mikołaj jeszcze trochę się stawiał, ale w końcu uległ. Od razu zadzwonił i umówił się na jutro.
Dwa miesiące później.
Mikołaj pogodził już się z tym że nie odnajdzie Oli. Nie pracował, był pod stałą opieką psychologa. Pogodził się już z tym że nie odnajdzie już swojej żony. W całym Wrocławiu porozwieszał zdjęcia z jej podobizną, informacją o nagrodzie i numerem jego telefonu. Czasem dzwonił jakiś pijaczek liczący na łatwy zysk, czasem jakieś dzieciaki sobie jajca robili, dzwonili i mówili ze na takiej i takiej ulicy była widziana jego żona. Każde takie zgłoszenie traktował poważnie i dzwonił do Wojciecha, który od razu wysyłał tam patrol. Jednak pewnego dnia dostał nietypowy telefon. W tle było słychać muzykę, jakieś znajome dźwięki. Wódka rozlewana do kieliszków? Raczej tak. Rozmowa kompletnie wytrąciła Mikołaja z równowagi. Wyglądała mniej więcej tak:
-Halo -powiedział zrezygnowany Mikołaj, myśląc że to kolejny głupi żart.
-Słuchaj typie. Nie będę owijać w bawełnę. Twoja laska, czy kto to dla ciebie jest właśnie tańczy w klubie go go na róże.
-Cco proszę? -
-No tak dobrze słyszałeś. Mimo ze jestem już trochę zrobiony a i ta dziewczyna wygląda trochę inaczej, to mam perfekcyjną pamięć do twarzy. Na pewno to ona. Jak chcesz to przyjedź i sam się przekonasz.
-Na jakiej ulicy ten klub?
Podał ulicę, numer domu a nawet nazwę tego klubu. Mikołaj od razu tam pojechał. Nie chciał mieszać w to policji. Wolał sam to sprawdzić. Pojechał na tą ulicę. Na trawniku przed klubem w strefie dla palaczy stała tylko jedna osoba.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry. Czy to jest klub "pod ładnym cycem"? -nazwę tego klubu wymawiał z obrzydzeniem. Nie wiedział kto go tak nazwał, ani dlaczego, ale wiedział jedno: tu może być jego dziewczyna.
-Tak, tak to ten klub.
-A czy wie pan czy tu pracuje kobieta, nazywa się Ola Wysocka?
-No tak, tak pracuje. O właśnie tutaj idzie, jak chcę to może pan umówić się na prywatny pokaz hehe -powiedział gościu, jednak Mikołaj usłyszał tylko "o właśnie tutaj idzie" i od razu odwrócił głowę. W jego stronę szła Ola, która jak go zobaczyła od razu w tył zwrot! I chodu do klubu! Mikołaj od razu pobiegł za nią. Złapał ją na wejściu.
-Puść mnie albo zawołam ochronę -syknęła Ola. Nie wyglądała tak, jak parę miesięcy temu. Śmierdziala piwskiem, papierosy można było od niej wyczuć na kilometr i to jak miało się katar, wymalowana, perfumy aż szczypały w oczy. Oprócz tego na głowie peruka, kolczyki w wardze i tunele w uszach.
-Nie puszczę cię dopóki mi wszystkiego nie wyjaśnisz.
-Dobra, ale nie tutaj. Mam pomysł. Masz jakąś kasę?
Zabrała Mikołaja niby na prywatny pokaz, a tak naprawdę Ola miała mu wszystko wyjaśnić.
-No to co chcesz wiedzieć?
-Wszystko. Czemu zniknęłaś, czemu nic nikomu nie powiedziałaś, czemu pracujesz w burdelu. Wszystko.
-Czemu zniknęłam? Musiałam się zastanowić nad pewnymi sprawami. Czemu nic nikomu nie powiedziałam? Jak to nic? Jak to nikomu? Przecież napisałam ci list nie? Więc o to nie miej do mnie pretensji. Czemu w tym burdelu pracuje? Bo nie mogłam znaleźć innej pracy. Wyjaśniłam ci wszystko mam nadzieję.
-Nie Ola. Ja widzę że ty kłamiesz. Ja wiem, że ty byś nigdy nie pracowała w tym burdelu. Przyznaj ktoś cię zmusił
-po tych słowach Olka nagle zaczęła płakać. Przytuliła się do Mikołaja i zaczęła wszystko mu opowiadać: że narobiła sobie długów u właściciela lokalu, że zmusza ją do pracowania, że powiedział że jak powie komukolwiek o tym co się tutaj działo (a jak sama powiedziała działo się bardzo dużo) to zabije ją, jej tatę i Mikołaja. Nie przerywał jej, słuchał wszystkiego. Na koniec powiedział:
-Musimy wezwać policję. Niech przetrzepią ten lokal.
Wezwali, przetrzepali i co się okazało? Że co najmniej siedem tancerek było zmuszonych do tańczenia. Oprócz tego psy tropiące znalazły pięćdziesiąt gramów marihuany, trzydzieści gramów kokainy i dwanaście haszyszu. Łącznie dziewięćdziesiąt dwa gramy różnych narkotyków. Właściciel i cała reszta ekipy została skazana za posiadanie, handlowanie i zmuszanie kobiet do prostytucji na łącznie trzydzieści lat odsiadki.
Pewnie spytacie się co z Olą i Mikołajem? Mieszkają na przedmieściach i wychowują małego Wojtka. Nie pracują już niestety w policji. Ola pracuje w supermarkecie na kasie a Mikołaj jako kanar w jednym z podmiejskich autobusów. Próbują zapomnieć o przeszłości i zacząć wszystko od nowa.
1.9. Wyjście ze szpitala i kolejne kłopoty.
-Cześć Ola -powiedział z czułością mój ukochany. -Jak się czujesz?
-A wiesz nawet, nawet. A ty?
Mikołaj podszedł i pocałował mnie.
-Właśnie tak się czuję -powiedział.
-Mikołaj! -powiedziałam z oburzeniem. -Nie boisz się że ktoś nas może przyłapać?
-Przepraszam, ale taką mam ochotę na ciebie, że..
-To może przystopuj trochę z tymi czułościami. Przynajmniej na mieście, i przynajmniej na razie. A co byś zrobił gdyby ojciec nagle wyszedł zza rogu? Wiesz przecież, jakie on ma podejście do związków z policjantami i to jeszcze tyle lat starszymi.
-Nie podobam ci się? Aaa rozumiem za stary dla ciebie jestem? -a Mikołaj jak to typowy facet podłapał tylko ostatnie zdanie i na dodatek źle je zinterpretował.
-Mikołaj? No co ty? Cholernie mi się podobasz! Powiedziałam tylko podejście mojego ojca do związków z policjantami! No Misiuuu! Nie denerwuj się już!
-Okej, okej przyjmijmy ze ci wierzę. Tylko żeby mi to było ostatni raz, pani posterunkowa.
-I będzie panie aspirancie -uśmiechnęłam się.
-Piżamy i resztę dupereli pakuj do bagażnika -nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do samochodu Mikołaja, taka byłam zagadana z nim. W trakcie jazdy cały czas gadaliśmy, tematy nam się nie kończyły. Po trzydziestu minutach spokojnej jazdy dotarliśmy do mieszkania Białacha.
-No właśnie, a kiedy zamówisz mi ekipę od wysuszania mieszkań? -zapytałam wychodząc z samochodu.
-A co tak ci spieszno opuścić moje lokum?
-Nie, ale nie chcę po powrocie do domu zastać je całe zapleśniałe i zagrzybione.
-No oczywiście że zamówiłem, już następnego dnia zadzwoniłem do tej firmy, byli podobno po południu, kiedy ty szalałaś na wyprzedażach.
-Aaa skąd mieli klucze.
-Ja im je dałem. No wyjąłem z twojej torby, przepraszam.
-Dziękuję ci Mikołaj -powiedziałam i w przypływie emocji pocałowałam Mikołaja. Byliśmy już na klatce i myśleliśmy ze jesteśmy bezpieczni, co jednak okazało się błędnym odczuciem. Usłyszeliśmy zgrzyt zamka i otwierane drzwi, by po chwili pojawiła się w nich wściekła twarz, znanej już mi, sąsiadki.
-A pan Białach co robi? Parę dni temu trzymanie się za ręce, a dzisiaj już całowanie? Może jeszcze zacznijcie bzykać się na klatce, wy słudzy szatana. Tak dobrze słyszycie: nie chodzicie wcale do kościoła, tylko na imprezki. W dupach wam się...
-Przepraszam, ale to nie pani sprawa czy chodzę do kościoła, czy nie. A przedewszystkim: to nie pani sprawa z kim chodzę do łóżka. Dowidzenia.
Weszliśmy do mieszkania Mikołaja piętro wyżej.
-Ale babsku nagadałeś. Widziałeś jaką miała minę?
-Nooo, tylko proszę cię uważaj na nią Ola.
-Czemu?
-Ehhh Ola, wiesz czemu to mieszkanie było takie tanie?
-No nie do końca.
-Przez tego babsztyla. Historia jest krótka: żyło sobie kiedyś tutaj w tym mieszkaniu małżeństwo. Byli bardzo szczęśliwi, aż do śmierci poprzedniego lokatora mieszkania na dole. Przejęło je to babsko, nie wiem kim ona była dla tego gościa, ale udało jej się to lokum jakimś cudem przejąć. Podobno ona rozwaliła małżeństwo tych ludzi. Nienawidzi jak ktoś jest szczęśliwy, tak jak my teraz. Rozumiesz teraz o co mi chodzi?
-Taak chyba tak. Słuchaj, a mogłbyś pójść do apteki po tabletki na ból głowy?
-A co boli cię głowa kochanie? Może wezwać doktora?
-A może po prostu pójdę się położyć. Zdenerwowałam się tym wszystkim.
-Dobrze, dobrze.
Zaczęłam ścielić sobie na kanapie kiedy Mikołaj podszedł i powiedział.
-Co robisz kochanie? Czemu tutaj sobie ścielisz? Czemu nie pójdziesz się położyć do sypialni?
-Nie chce ci głowy zawracać. A poza tym i tak jutro wracam do siebie. Dzisiaj jeszcze nie mam siły.
-No rozumiem. Ale połóż się w sypialni. Jak ci tak bardzo przeszkadzam to mogę spać w salonie.
-Naprawdę mógłbyś? Jesteś kochany -pocałowałam go i chwilę po tym poszłam się położyć.
-Ehhh te szpitalne łóżka są takie niewygodne. Nawet nie da się na nich porządnie wyspać.
-No rozumiem. Ale teraz idź spać.
piątek, 15 stycznia 2016
1.8. Szpital
-Pani Olu miała pani bardzo dużo szczęścia -powiedział lekarz.
-To znaczy? -zapytałam się.
-To znaczy ze skończyło się tylko na rozciętej wardze i kilku siniakach. Mówiła pani ze ile razy on panią uderzył?
-No, co najmniej dwanaście razy uderzył w głowę. I przynajmniej dwadzieścia razy kopnął w brzuch.
-No właśnie. Aż dziw -lekarz pokiwał głową i wyszedł z sali. Byłam na jeszcze paru badaniach i wróciłam na swoją salę. A pod nią już oczywiście stało dwóch moich mężczyzn, czyli tata i Mikołaj.
-Ola! -krzyknęli na raz.
-Całe szczęście ze nic ci się nie stało -swój monolog zaczął ojciec. -Bo gdyby coś ci się stało wiesz ze bym tego nie przeżył. Ale co cię podkusiło żeby iść do Arka Młynarczyka? Pamiętasz jak on cie kiedyś bił i zdradzał? Pamiętasz, jak musiałem cię pocieszać jak wracałaś...
-Tak, tak tato pamiętam -wcięłam się bo wiedziałam ze gdyby nie to, to ojciec mógłby nigdy nie skończyć. -A czy mógłbyś nas na chwilę z Mikołajem zostawić samych?
-No... mogę -powiedział stary po chwili zawachania.
Powoli wyszedł z sali cały czas się odwracając. Kiedy w końcu zniknął z pola widzenia, i byliśmy pewni że nas nie podgląda wpadliśmy sobie w ramiona. Zaczęliśmy się całować.
-Olu, proszę cię nie w szpitalu. A jak twój tata przyjdzie?
-No dobrze -odsunęłam się. -To opowiedz mi, w takim razie, jak znalazłeś się u Arka? Skąd wiedziałeś ze jestem u niego w domu?
-Dobrze ale proszę cię nie przerywaj mi i się nie wkurzaj. Ok?
Nie odzywałam się więc Mikołaj zaczął opowiadać:
-Bo ja domyślałem się, ze ty kłamiesz mówiąc mi ze idziesz do koleżanki. Więc zaraz po tym jak wyszłaś, zacząłem jechać za tobą samochodem. Poszłaś na blok obok, wtedy zobaczyłem, jak wsiadasz do samochodu tego.. ehm nie mam nawet słów ma niego. Po pół godzinie dojechaliśmy do jego domu i jak zobaczyłem, jak wysiadacie z samochodu tacy uśmiechnięci, to aż krew się we mnie zagotowała. Chciałem jak najszybciej odjechać, jednak coś mnie zatrzymało. Podeszłem do okna i jak zobaczyłem, jak Arek cię związuje to od razu zadzwoniłem po antyterrorystów. Przyjechali i resztę już znasz.
Zobaczyłam jak łza spływa Mikołajowi po policzku.
-Mikołaj nie płacz, wszystko jest ze mną w porządku.
-No tak, ale jakbym wcześniej zareagował, jakbym coś zrobił. To może by cię tak dotkliwie nie pobił.
Przytuliłam Mikołaja. Dziesięć minut później przyszedł ojciec, i z nim musiałam odbyć poważną rozmowę "jaka to ja jestem nieodpowiedzialna, niekompetentna" i inne tego typu sformułowania, aż mi sie niedobrze zaczynało robić. W końcu jednak zachciało mi sie spać, więc poprosiłam tatę żeby wyszedł, bo zmęczona jestem i on zapewne także.
-A Mikołaj to co? -zareagował z oburzeniem.
-A Mikołaj zostanie -powiedziałam łapiąc Mikołaja za rękę.
-Ola proszę -wyszeptał Białach do mojego ucha.
-No co? -równie cicho powiedziałam te słowa.
-Uhm już chyba wszystko rozumiem -kiedy komendant mówił te słowa zaczął powoli iść w stronę drzwi. -Bawcie się dobrze.
I wyszedł.
-I widzisz? Podziałało -powiedziałam.
-No widzę. Do starego jak nie prośbą to groźbą.
Ziewnęłam przeciągle i położyłam się ma drugim boku.
-Kocham cię -powiedziałam przed snem.
-Ja ciebie też.
poniedziałek, 11 stycznia 2016
1.7. Pierwszy raz Oli i Mikołaja i spotkanie z Arkiem
-No hej Aruś.
-Cześć Ola. Przepraszam ze nie dałem rady odebrać, ale byłem bardzo zajęty.
-Okej, a czym byłeś tak bardzo zajęty?-zapytałam
-No nie ważne Ola, kiedy indziej o tym pogadamy.
No okej przeprosiny przyjęte -powiedziałam. -To kiedy będziemy mogli się spotkać, żeby powspominać stare czasy?
-Dzisiaj o 20. Pasuje ci?
-No oczywiście -odparłam.
-Tylko kup wino. Ja przygotuje najlepszą kolację w twoim życiu.
-Tak, uhm. Zawsze tak mówiłeś. A potem co? Jedliśmy spaloną pizzę lub spagetti. Aż czasami się dziwię ze wody nie spaliłeś.
-No teraz to jawnie sobie drwisz ze mnie! -starał się udawać zdenerwowanie, ale kompletnie mu to nie wychodziło.
-Okej Aruś, to co? Widzimy się o 20 u ciebie?
-No pewnie. Cześć.
-Pa.
Do mieszkania Mikołaja dotarłam równo o godzinie 15. Od razu weszłam do kuchni gdzie Białach przygotowywał obiad.
-Mmmmm co tam pichcisz? -przysunęłam się na niebezpiecznie bliską odległość, jednak wciąż nie przekraczałam jego przestrzeni osobistej.
-Yyyy? Lasagne.
-A chcesz coś innego upichcić? -powiedziałam i złapałam go za bluzę.
Jednak nikt nie zdążył niczego, ani nikogo, upichcić, ponieważ w tym właśnie momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
-Spodziewasz się kogoś? -spytałam się.
-Nie.
Poszłam otworzyć a za drzwiami stał mój tata.
-Yyyy? Tata? -powiedziałam kompletnie zbaraniała, chwilę po odtworzeniu drzwi.
-Ola? Co ty robisz u Białacha? -powiedział ojciec równie zdziwiony jak ja.
-Mogłabym się zapytać o to samo.
-Ola, ja tu przyszedłem żeby przynieść Mikołajowi zaległe zwolnienie lekarskie. I zastanawia mnie jaki ty masz dobry powód żeby siedzieć u swojego dowódcy -powiedział ze zdenerwowaniem tata. Wszedł do mieszkania. -I co tu robią twoje piżamy! Ty nie mów, że ty i Mikołaj...?
-Och tato! Po prostu mieszkanie mi zalało i nie miałam się gdzie podziać! I to nie jest tylko mój dowódca, to mój najlepszy przyjaciel! I uprzedzając twoje pytanie: nie, nie spaliśmy ze sobą- prawie wszystko powiedziałam na jednym tchu.
-Ola, jak zalało ci mieszkanie to mogłaś w każdej chwili zadzwonić! Przecież od tego jest twój ojciec. A nie od razu do Mikołaja. Przecież to twój "tylko" przyjaciel jak sama to powiedziałaś!
-Nie chcę być od ciebie zależna! Chce sama decydować o swoim losie!
-Przyznaj, spaliście ze sobą?
-No teraz to już przesadziłeś!
Mikołaj już dawno uciekł do kuchni. Nie chciał być świadkiem naszej kłótni. I to chyba dobrze, bo jeszcze przez parę ładnych minut obrażaliśmy się różnymi bardzo "miłymi epitetami". W końcu w którymś momencie ojciec się wkurzył i wyszedł, trzaskając drzwiami. Weszłam do kuchni a tam Mikołaj siedział przy stole i gapił się w okno.
-Mikołaj ja Cię bardzo przepraszam ze musiałeś być świadkiem naszej kłótni -powiedziałam.
-Nie, nic nie szkodzi.
-Naprawdę nie jesteś zły na mnie?
-Zły to powinienem być na twojego ojca ze taką super chwilę przerwał.
-To może dokończymy to co zaczęliśmy? -spytałam się.
-No ok. -powiedział Mikołaj i po chwili zaczął mnie delikatnie całować. Po chwili zaczęliśmy się rozbierać i zawędrowaliśmy do sypialni gdzie wiadomo co się działo. Po wszystkim spojrzałam na zegarek wiszący w sypialni Mikołaja. Wskazywał 19:40.
-O cholera! -wykrzyknęłam.
-Co się stało kochanie? -spytał zatroskany Mikołaj.
-Nic, tylko muszę się spieszyć. Zaraz się spóźnię.
-Myślałem ze zostaniesz na noc.
-No co ty kochanie? Oczywiście ze zostanę, wrócę tylko trochę później.
-Myślałem ze ten seks coś dla ciebie znaczył -po tym wyznaniu Mikołaj posmutniał. -Ale jak musisz to idź. Uważaj na siebie.
-No co ty Mikołaj? Oczywiście ze znaczył! Kocham cię. Ale teraz muszę już naprawdę iść bo się spóźnię.
-A gdzie ta moja księżniczka się wybiera?
-Yyy? Do koleżanki -skłamałam. Nie chciałam żeby Mikołaj martwił się na zapas.
Byłam już uszykowana i właśnie szłam do drzwi, kiedy Mikołaj powiedział:
-Oluś a może chcesz żebym cie podwiózł do tej koleżanki?
-Nie no co ty, przyjedzie po mnie samochodem.
Pocałowałam Mikołaja w usta. Długo, namiętnie. Tak żeby nie zapomniał ze tylko jego kocham. W końcu oderwałam się od ust Mikołaja i wyszeptałam mu do ucha:
-Przyjdę przed dwudziestądrugą. Kocham cię. Pa.
Mikołaj był chyba tak zszokowany ze nic nie powiedział.
-Muszę cię chronić. Kocham cię -wyszeptał, lecz tego nie mogłam już słyszeć, bo było to długo po zamknięciu drzwi.
W międzyczasie zadzwoniłam do Arka spytać się gdzie on jest.
-Hej Arek. To co przyjeżdżam dzisiaj do ciebie? Nie rozmyśliłeś się?
-No co ty? Nie martw sie zaraz przyjedzie taksówka po moją królową. Czekałem tylko aż zadzwonisz. Powiedz tylko gdzie a zaraz tam będę.
Powiedziałam mu ulicę i numer domu. Specjalnie poszłam na inny blok, żeby Mikołaj nie przyłapał mnie z Arkiem. Po dziesięciu minutach Arek był już na miejscu. Weszłam do jego samochodu.
-Mmm, ale ładnie pachnie -powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję, specjalnie wybrałem te perfumy. Zawsze ci się podobały pamiętasz? -Arek odwzajemnił uśmiech.
-To co jedziemy czy będziemy tak stali?
-Och tak, tak przepraszam zagapiłem się w twoje niebieskie, śliczne oczy.
Zaśmiałam się, a w tym samym czasie Arek odpalił silnik. Jechaliśmy a tematy nam się nie kończyły. Po około trzydziestu minutach, zajechaliśmy do domu Arka, na obrzeżach Wrocławia. To tak naprawdę nie był zwykły dom, to była normalna willa! Basen, dwa balkony. Po wejściu do środka zauważyłam kino domowe, pięć telewizorów, trzy laptopy.
-Och Arek! Jaki ty masz piękny dom! -wykrzyknęłam na to wszystko.
-Dziękuję. Pracuje jako prawnik więc na coś tą kasę muszę wydawać.
-Ty pracujesz jako prawnik? Łoł. A tak w ogóle to gdzie kolacja? -spytałam, bo głodna już trochę byłam.
-Spokojnie zaraz sobie zjesz.
Nagle Arek podszedł do mnie od tyłu i zawiązał mi ręce.
-Aaarek?! Cooo ty robisz?! Puść mnie! Ratunku! -krzyczałam na całe gardło, jednak wiedziałam ze naprawdę małe szansę są, ze ktoś mnie w ogóle usłyszy.
-Krzycz, sobie krzycz. I tak nikt cię nie usłyszy. Specjalnie wynająłem ten dom, bo jest oddalony od jakichkolwiek ludzkich siedzib o co najmniej sto metrów.
Cały czas płakałam kiedy on raz, za razem, uderzał mnie po twarzy, kopał po brzuchu.
-Hmmm tak się właśnie zastanawiam, czemu by tego nie wykorzystać? W końcu leżysz teraz bezbronna.
Zaczął rozpinać rozporek, a w tym momencie zaczęli wpadać antyterroryści. Leżałam na ziemi i płakałam, kiedy nagle poczułam jak czyjeś ręce, delikatnie mnie odwiązują i podnoszą. Odwróciłam głowę.
-Mikołaj?
-Ola -powiedział z ulgą Białach.
-Kooocham cię -żadne inne słowa nie przechodziły mi przez gardło. A raczej przez płacz. Mikołaj cały czas mnie przytulał.
-Powiedz Ola, czy ten skurwysyn zrobił ci krzywdę?
-Nieee, tylko bił mnie i kopał -cały czas płakałam
Mikołaj gładził mnie po moich ciemnych włosach. Sekundy zmieniały się w godziny w czasie oczekiwania na karetke. Jednak wiedziałam jedno: miałam przy sobie mężczyznę swojego życia, który cały czas mnie tulił do swojej piersi. W końcu jednak przyjechali i zabrali mnie do szpitala.
Dzisiaj trochę akcji, ale też wątek miłosny. Mam nadzieję ze się spodobało
Przeeepraszam
Witajcie przepraszam was wszystkich za to ze nie wstawiałam przez ostatnie 3 dni żadnych postów ale po pierwsze byłam u cioci a po drugie nie miałam neta u cioci. Obiecuję ze w najbliższym czasie postaram się nadrobić te dni.
czwartek, 7 stycznia 2016
1.6. Przypadkowy pocałunek.
-A co tu tak pięknie pachnie?
-Jajecznica -uśmiechnęłam się do niego i chciałam pocałować go w policzek, ale Mikołaj odwrócił się i moje usta wylądowały na jego.
-Ups przepraszam nie chciałam. Celowałam w policzek -zobaczyłam ze Białach prawie natychmiastowo po tym wyznaniu posmutniał. Tylko ze nie bardzo wiedziałam o co mu może chodzić.
*Mikołaj:
No nie powiem przykro mi się zrobiło jak Olka pocałowała mnie, a potem powiedziała że nie chciała, że celowała w policzek. Już myślałem ze z tego będzie coś więcej jednak się przeliczyłem, niestety. Jak zawsze zresztą. Echhhh...
*Ola:
Zjedliśmy śniadanie bez słowa. Nawet Mikołaj wcale na mnie nie patrzył. Tylko udawał ze czyta gazetę. Udawał bo chyba żaden normalny człowiek nie czyta jednej strony dziesięć minut?
-Ej Mikołaj? -spytałam się.
-Hmmm?
-Ty już nie udawaj ze jesteś tak zainteresowany tą gazetą.
Odłożył gazetę i powiedział:
-No słucham cię Olu? Co chciałaś mi takiego ważnego powiedzieć?
-Yyyy -przez chwilę się zawachałam, w końcu jednak coś zauważyłam. -czy Śląsk Wrocław gra dzisiaj z Legią Warszawą?
-Co? -zdziwił się Mikołaj.
-No czy grają mecz. Legia i Śląsk?
-Zdziwiłem się dlatego że nigdy nie wykazywałaś zbyt dużego zainteresowania piłką nożną. Tak grają, grają.
-Uhm.
Bez słowa dokonczyliśmy śniadanie. Po śniadaniu popatrzyłam na zegarek.
-Kurczę już dziesiąta. Słuchaj Mikołaj ja będę się zbierać. Muszę jeszcze pewną sprawę na mieście załatwić.
-Tylko mam nadzieję ze legalną- zaśmiał się Białach.
-A jakże było by inaczej?- powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
-Będziesz jeszcze wieczorem?
-No cóż po zalaniu mojego mieszkania jestem skazana na Ciebie.
W tym momencie Mikołaj udawał focha.
-Panie aspirancie, proszę na mnie nie być zły, ja tylko żartowałam.
-No dobrze przecież wiesz ze na Ciebie nie da się gniewać dłużej niż pół minuty.
Skończyłam się ubierać i wychodząc powiedziałam:
-Do zobaczenia.
-Cześć.
Dzisiaj troszkę krótsze opowiadanie dlatego że nie miałam siły już pisać.
środa, 6 stycznia 2016
1.5. Wkurzajaca sąsiadka i "Romantyczna" kolacja
-A co z tego będę miał? -rzekł znany nam już tekst, jednak mimo to po chwili zatrzymał się przed jednym z całodobowych, bo była już 23:40.
-Proszę tu masz listę co masz mi kupić.
*podpaski,
*czekoladę,
*wino,
-Ok to już mnie nie ma.
Po dziesięciu minutach był już z powrotem. Jednak widziałam ze niesie jeszcze coś, oprócz zakupów które mu zapisałam.
-Już jestem. O, a to dla ciebie.
-Dziekuje Mikołaj. Jest piękna -przyniósł mi różę.
-Nie ma za co. A poza tym została ta ostatnia więc nie chciałam żeby się zmarnowała. Bo ktoś za ten cały towar który się nie sprzedał musi płacić nie?
-No tak -zauważyłam ze Mikołaj mi się przyglądał. -Co tak się patrzysz? Jedźmy w końcu.
-O przepraszam -odpalił samochód. -Po prostu tak ślicznie wyglądasz z tą różą w ręku ze nie mogłem oderwać wzroku.
-Może jeszcze napisz rozprawke o tym.
-Nie no z Polaka to ja byłem noga.
Białach zaśmiał się głucho. Do jego domu nie odzywaliśmy się już prawie wcale. Nie musieliśmy. Wystarczyły nam ukratkowe spojrzenia które cały czas do siebie rzucaliśmy. Jednak kiedy szliśmy schodami w górę do jego mieszkania złapał mnie nieśmiało za rękę. Odwzajemniłam uścisk. Tylko kłopot w tym że właśnie wtedy na oko siedemdziesięcioletnia sąsiadka Mikołaja postanowiła wyjrzeć na klatkę.
-A pan Białach co? Pół roku temu się rozstał z żoną a już dziewczyny sobie sprowadza? I to jeszcze jakie młode! Przecież ta Pani nawet nie ma dwudziestu lat! Za moich czasów to...
-Ja mam dwadzieściasiedem -wtrąciłam.
-Olka zostaw ją poradzę sobie. Niech Pani nie wtyka nosa w nie swoje sprawy -powiedział troszkę za głośno Mikołaj.
-Za moich czasów do starszych się odnosiło z szacunkiem i przede wszystkim nie krzyczało się na nich.
-A Pani co, nie w łóżku? -spytał Białach lekko już poirytowany postawą staruszki.
-No nie, bo obudziliście mnie wchodzeniem po tych cholernych schodach.
-To w takim razie życzę Pani dobrej nocy. Ja też idę spać. Dobranoc.
-Dobranoc- pożegnałam się ze staruszką i posłałam jej swój najpiękniejszy uśmiech. Jednak ona nie tylko nie odwzajemniła go lecz kiedy wchodziliśmy po schodach na kolejne piętro usłyszałam jak szepcze: "Patologia". Nie wiedziałam do końca czy to było słowo skierowane do mnie czy do Mikołaja, czy do nas oboje. W końcu jednak weszliśmy do jego mieszkania.
-Echhh co za dzień -westchną mężczyzna. -Jednak w końcu można usiąść na kanapie i obejrzeć sobie jakiś dobry film na DVD. Olu wybierasz.
Wybrałam jakiś dramat, jednak w ogóle nie mogłam skupić się na fabule. Bo cały czas myślałam o Mikołaju.
-Mikołaj? -spytałam.
-Tak?
-Czy mogę się do ciebie przytulić? Zimno mi trochę.
Nic nie powiedział tylko zatrzymał film i poszedł do kuchni po czekoladę i wino. Wino rozlał do kieliszków, czekoladę otworzył, pogrzebał jeszcze chwilę w telefonie i zrobił dla mnie miejsce blisko siebie. Przysunełam się do Mikołaja, przytuliłam się do niego i wzięłam kieliszek z winem.
-Co sprawdzałeś w telefonie? -zapytałam się.
-Zaraz zobaczysz -odparł.
-A co to jakaś wielka tajemnica ze nie możesz nawet powiedzieć?
-To niespodzianka -uśmiechną się.
Jakieś piętnaście minut później ktoś zapukał do drzwi. Mikołaj poszedł otworzyć. Zastanawiałam się tylko kogo niesie o takiej porze. Po chwili wszystko się jednak wyjaśniło.
-Dobry wieczór.
-A dobry dobry. Pod odpowiedni adres jest to zamówienie?
-Tak to tu.
-Bo wie pan: zawsze wolimy sprawdzać. Ostatnio mieliśmy taką ciekawą sytuację ze gościu zamówił chińszczynę a to się okazało ze to pod inny adres miało być. I ten gościu zarządał od nas zwrotu kasy za to ze mu nie dostarczyliśmy jego chińszczyzny. A to się okazało że facet nie mówił "r" i pomyliliśmy ulicę. Hmmm jak ona się nazywała. No nie ważne. Najważniejsze jest...
-Przepraszam spieszę się trochę. -Mikołaj spławił tego faceta. -Ile płace?
-Aaaa tak przepraszam rozgadałem się trochę. Trzydzieściosiem złotych i piętnaście groszy.
Mikołaj zapłacił gościowi i pożegnali się.
-Znalazłeś nowego przyjaciela? -spytałam ze śmiechem.
-Gdzie tam przyjaciela. Ledwo się od niego uwolniłem. Całe szczęście ze ty nie jesteś tak nachalna, bo bym z tobą wytrzymał tyle, co z tym facetem.
-Chińszczyzne kupiłeś? -zapytałam.
-No tak. Głodny byłem. I tobie też by się przydało coś zjeść.
-Dzięki że tak o mnie dbasz -uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść. Jak zjedliśmy postanowiliśmy wypić wino i obejrzeć film. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Całe szczęście ze jutro nie jedziemy do pracy.
To troszkę sobie odpoczne po tym dniu pełnym wrażeń.
wtorek, 5 stycznia 2016
1.4. Zalane mieszkanie, spotkanie z Aśką i niespodziewany przytulas.
Calutkie mieszkanie było zalane! Myślałam ze zakręciłam kurki kiedy wychodziłam. Ale jednak okazało się ze nie. Czemu żaden z sąsiadów nie zadzwonił do mnie? Poszłam do mojej najbliższej sąsiadki i to dosłownie. Bo nie dość ze się przyjaźniłyśmy, to jeszcze na dodatek Asia mieszkała piętro niżej. Więc postanowiłam zapytać się, czemu nie zadzwoniła do mnie, że zalałam ją. W tym samym czasie Mikołaj miał wyłączyć wszystkie kurki w moim mieszkaniu, które były odkręcone.
-Cześć Asiu!- przywitałam się z nią przytuleniem.
-Hej Olu- Asia niechętnie odwzajemniła przytulenie. -Czego chcesz? Spieszę się.
-Czemu do mnie nie zadzwoniłaś, ze zalało mi mieszkanie?
-Nie było takiej potrzeby. Poza tym nic nie poczułam, ze w ogóle woda ci w mieszkaniu leciała. A teraz przepraszam, ale muszę się spakować.
Zobaczyłam sterte walizek. Zastanowiłam się gdzie też Aśka się wybiera? Zawsze mówiła ze nigdzie na wakacje się nie wybiera, bo kasy szkoda jej na takie pierdoły, a i wyjeżdżać też nigdzie nie zamierza.
-Jedziesz gdzieś?- zapytałam lekko zdziwiona masą walizek na podłodze.
-Nie kurdę, zostaje w domu- odpowiedziała sarkazmem. -To chyba jasne ze gdzieś wyjeżdżam skoro pakuje się?
-Dobra nie denerwuj się. Ale na stałe wyjeżdżasz? Bo tu tyle tych walizek że...
-A co to kurwa? Przesłuchanie? -już prawie krzyczała ze złości.
-Aśka nie denerwuj się...
-A ty byś sie nie denerwowała? A tak w ogóle to jest moje mieszkanie. Wypierdalaj psie!
-Nie chcesz nawet bilansu strat?
-Nic już od ciebie nie chcę. A teraz wiesz chyba co masz robić?
Wyszłam z mieszkania Asi kompletnie zdołowana. O co jej mogło chodzić? Czemu się wyprowadza? O jaką tajemnicę chodziło? Te i wiele innych pytań kotłowało mi się w głowie kiedy szłam do mojego mieszkania.
-Mikołaj? Jesteś?- krzyknęłam.
-Jestem, jestem.
-A co robisz?- weszłam do pokoju w którym był Mikołaj i zastałam go siedzącego tyłem do mnie, z kartką i ołowkiem.
-Obliczam straty.
-I ile ci wyszło?- podeszłam do niego od tyłu i go przytuliłam. Białach tylko się na mnie spojrzał, ale nic nie powiedział.
-Wyszło mi ehm... Wyszło mi ten no... Oluś możesz się troszkę odsunąć?- słychać było, po jego głosie, że denerwuje się moją bliskością, moim zapachem. A ja byłam coraz bliżej i bliżej...
-A co z tego będę miała?- postanowiłam powtórzyć poranny tekst Białacha, wtedy, kiedy zapomniałam ubrań, ale tak zmysłowo to powiedziałam ze bałam się, ze Mikołaj mi tu zaraz na zawał zejdzie. Dotknęłam go do klatki piersiowej, tam gdzie znajdowało się serce. I rzeczywiście. Biło mu bardzo szybko.
-Olu, to nie wypada- wyszeptał Mikołaj kiedy zaczęłam kreślić kółka po jego brzuchu i klatce piersiowej.
W końcu jednak odsunęłam się od niego, a przynajmniej postanowiłam ze już nie będę się przysuwać.
-To co masz ten bilans strat?
-I ty jeszcze możesz po tym normalnie rozmawiać?- nie odpowiedziawszy na moje pytanie, spytał Mikołaj, lekko dysząc.
-Jak widać mogę- uśmiechnęłam się. Poczekałam minute lub dwie aż mu się oddech uspokoi. Po tym czasie zadałam mu pytanie:
-Ty zawsze w takich sytuacjach, niemal zawału nie dostajesz?
-Nie zawsze.
-To kiedy?
-Wtedy kiedy mam taką sytuację z wyjątkowo piękną kobietą- zobaczyłam ze Mikołaj cały zaczerwienił się. -Ale sie wygłupiłem, przepraszam.
-Ty lepiej nie przepraszaj, tylko szukaj mi lokum do przenocowania -powiedziałam z uśmiechem.
-Co ty? Nie jesteś zła na mnie?
-Jak widać, chyba nie- rzekłam z powagą. -To co? Mogę iść do Ciebie na noc czy dwie? A może na dłużej?
-No okej. Tylko spakuj jakieś najpotrzebniejsze rzeczy. Szczoteczke do zębów, piżamę, jakieś ciuchy na zmianę.
-Wiem co mam spakować nie jestem już dzieckiem.
*Jako Mikołaj
Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Bardzo podobała mi się Ola, a to mi nie wygladało na zwykły przyjacielski przytulas którym często się obdarowywaliśmy przy najróżniejszych okazjach. Mi to bardziej wyglądało na to ze Olka chciała czegoś więcej, jednak bała się, podobnie zresztą jak ja, powiedzieć to mi. Jednak ja aż taki bezpośredni jak Olka to nie jestem.
Pyt. 1. Jak myślicie kto mógł zalać Olkę?
Pyt. 2. O co mogło chodzic Aśce?
niedziela, 3 stycznia 2016
1.3. Spotkanie Arka.
-Arek?- zdziwiłam się obecnością Arka, mojego byłego chłopaka z czasów liceum.
-Tak to ja.
Przytuliliśmy się.
-Oluś powiem ci ze mimo upływu lat, wciąż jesteś zniewalająca.
-Co ty gadasz? Nie widzieliśmy się tylko dziesięć lat. Jakbyśmy nie widzieli się z trzydzieści lat to wtedy mógłbyś tak mówić -powiedziałam z uśmiechem.
-Upływ czasu, to wciąż upływ czasu- odwzajemnił uśmiech przystojny brunet przed trzydziestką. Kiedy nagle uśmiech zszedł mu z warg -A kto to jest?
-To? Aaaa nie przedstawiłam was sobie. Poznaj, to jest Arek Młynarczyk, mój były chłopak, a to jest Mikołaj Białach, mój partner z patrolu- przedstawiłam obu panów. -Przepraszam Arek, tak się zagadałam, ze zapomniałam was sobie przedstawić.
-Nic się nie stało- zauważyłam, ze pomimo upływu lat, Arek wciąż posiadał to coś. Nic się nie zmienił od liceum: wciąż ten sam uśmiech, ta sama postura. -Musimy się kiedyś spotkać i powspominać stare czasy.
-Pewnie, było by fajnie. A co tutaj robisz, jeśli można zapytać?
-Właśnie szedłem zgłosić zawiadomienie. Ale już chyba nie zdążę go zgłosić do najładniejszej policjantki we Wrocławiu?
-Raczej już nie. A może dasz mi swój numer, bo troche się spieszę -odwróciłam sie do Mikołaja. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Jednak w głębi serca czułam, ze jest o mnie zazdrosny jak ja wtedy o Emilkę.
-Okej, pisz 542...
-Dzięki. Jakby co będziemy w kontakcie? -zapytałam się Arka.
-No oczywiście.
*Mikołaj
Poczułem lekką iskierkę zazdrości kiedy ich zobaczyłem. Znaczy nie to, ze mam coś do ich miłości, ale gościu naprawdę nie wyglądał mi na porządnego obywatela i męża. Tak wiem, nie powinno się oceniać ludzi po pozorach, ale naprawde mi sie tak wydawało! I niestety później okazało się ze miałem rację...
*Ola:
Jechaliśmy samochodem blisko dziesięć minut. Mikołaj zadawał pytanie za pytaniem:
-A czemu się rozstaliście?
-Nie układało nam się...
-Kochasz go nadal?
-Chyba nie ale...
-Chciałabyś z nim jeszcze raz być?
-Nie wiem, ale Mikołaj...
Na większość pytań nie pozwalał mi nawet udzielić wyczerpującej odpowiedzi! Więc w końcu się wkurzyłam i powiedziałam:
-Mikołaj dość! Nie, nie chce z nim być. Zadowolony?
-Nie. A czy...
-Może jeszcze zapytaj się ile ma centymetrów w bicku. I koniecznie jaki ma rozmiar buta.
-To mnie akurat nie interesuje.
-To do czego zmierzasz?- spytałam lekko już zdenerwowana.
-Do niczego.
-Mikołaj przecież widzę ze ci się nie spodobał. Wiesz przecież ze nienawidze jak określasz ludzi po pozorach.
-Jesteśmy na miejscu- szybko zmienił temat.
Wysiadłam z samochodu.
-A ty nie idziesz do mnie?
-Nie muszę jeszcze coś załatwić.
-Nie znajdziesz nawet pięciu minut dla swojej przyjaciółki? Mam ciasto...-kusiłam go.
-No na ciasto to ja sie zawsze dam namówić- uśmiechną się Białach i wysiadł z auta.
Weszliśmy do mnie do mieszkania. Tam nastąpiła chwila grozy...
Haha nie spodziewaliście się pewnie ze to Arek :D A teraz przejdźmy do pytań, a raczej jednego pytania.
Pytanie 1. Co ich tak wystraszyło?
1.2. Odwiedziny Mikołaja, służba i niespodziewany gość przed komendą
-O hej -powiedziałam.
-No cześć. A ty co młoda? Nie cieszysz się z odwiedzin wujka Mikołaja?
-Nie ,no co ty. Po prostu jestem zaskoczona twoją wizytą -odparłam.- Nie sądziłam ze aspirant Białach pofatyguje się przez pół miasta ,i to jeszcze o takiej godzinie, żeby pogadać.
-A może nie rozmawiajmy w progu? To tak troche niegrzecznie.
-Przepraszam Cię Mikołaj. Oczywiście wchodź, wchodź.
Zaprosiłam Mikołaja do środka i zrobiłam mu kubek gorącej kawy.
-Taką jaką lubisz- uśmiechnełam się.
-Dziękuję. Widzę ze pamiętałaś?
-No wiesz. O szczegółach się nie zapomina. Podobno dużo szybciej zapomina się o ważnych sprawach takich jak urodziny, imieniny.
-No tak w sumie. Czekaj sprawdzę kto ma dzisiaj imieniny.
Białach podszedł do kalendarza.
-Hmmm Aldona, Remigiusz, Józef. Znasz jakąś Aldone, Remigiusza lub Józefa? Bo ja nie za bardzo.
-Ja też nie.
-No właśnie.
-Pij lepiej kawę bo ci wystygnie - powiedziałam.
Gadaliśmy jeszcze z pół godziny o różnych głupotach kiedy w końcu powiedziałam:
-No aspirancie. Pora na służbę. Chyba nie chcesz się spóźnić, nie? A poza tym muszę się jeszcze ubrać, wziąć prysznic.
-No nie. A może podwioze cie do pracy?
-No okej. Ale jak wrócę?- spytałam się Mikołaja.
-Też cie zawiozę.
-To będę ci chyba musiała oddać za paliwo?
-Nie ,no co ty. Przewózka też jest darmowa- uśmiechnął się Białach.
Odwzajemniłam uśmiech. Poszłam do łazienki wziąść szybki prysznic i ubrać się. W łazience zaczęłam myśleć o Nowaku. Trochę żal mi się go zrobiło. Ale to chyba lepsze niż zerwanie przez Facebook które dużo nastolatków teraz praktykuje nie? Potem zaczęłam myśleć o mnie i o Mikołaju. Tak podobał mi się. I to już na naszym pierwszym patrolu zwróciłam na niego uwagę. Taki silny, męski, przystojny. Jednak mimo że znamy się już rok nie potrafię do niego zagadać. Mieszkaliśmy nawet przez pewien czas u mnie i myślałam ze może wtedy coś zaiskrzy. Ale nie mogłam się przemóc. Mikołaj wtedy jeszcze był żonaty. Co prawda jego żona wyrzuciła go z domu absolutnie bez żadnych środków do życia ,ale mimo to wciąż był żonaty. Potem zaczęłam spotykać się z Szymonem Napierskim. Później Mikołaj poszedł na wylicytowaną randke z Emilką. A dwa miesiące później zaczęłam się spotykać z Jackiem do którego nic nie czułam.
W końcu spłukałam cały szampon z moich ciemnych, krótkich włosów, co nie było zbyt długim procesem, i postanowiłam że już będę powoli wychodzić, bo nie wiem ile ja w tej łazience siedziałam. Spojrzałam na pralkę. Kurczę zapomniałam ubrań. Ręcznika także nie miałam. Jednak jakoś musiałam przedostać się do pokoju po jakiekolwiek ciuchy. Mikołaja przecież nie zawołam bo on tak zna na modzie i najnowszych trędach, jak kura na dzierganiu swetrów. Jednak postanowiłam zaryzykować.
-Mikołaj!- krzyknęłam.
-Co się stało Oluniu?
-Przyniesiesz mi jakieś ciuchy czy ręcznik?
-A po co ci?- słychać było ze Mikołaj odwlekał tą chwilę jak tylko mógł.
-Bo zapomniałam.
-Jak dla mnie to możesz pójść nawet tak, mnie to nie przeszkadza-zaśmiał się Białach.
-No proszę cię Mikołaj.
-Tylko powiedz mi co z tego będe miał.
-Hmmm, ładny uśmiech od Pani posterunkowej?
-No dobrze, zgadzam się. To gdzie masz te ręczniki?
-Tam w pokoju jest komoda, tam masz taką szuflade to tam powinny być.
-Akcja ratowania Oli.
-Bardzo śmieszne.
Nie wiedziałam do końca czemu nie wzięłam tych nieszczęsnych ubrań/ręcznika. Po prostu Mikołaj tak mnie zagadał ze zapomniałam o Bożym świecie. Zastanowiłam się też nad słowami Białacha. "Możesz pójść nawet tak, mnie to nie przeszkadza". W końcu jednak postanowiłam się ubrać i nie myśleć o tym bo na takich przemyśleniach to mogę spędzić cały dzień, i jeszcze kawałek nocy. Pojechaliśmy w końcu na fabrykę. Służba minęła nam dość ciężko. Akurat o 17:00 kiedy mieliśmy już kończyć pracę przyszedł na komendę jakiś facet, chciał złożyć zawiadomienie o gwałt. Wcześniej było parę spraw: jedno o pobicie, drugie o kradzież. I w ten sposób siedzieliśmy do 22 wypełniać raporty. W końcu zdaliśmy broń i wyszliśmy z komisariatu. Czekał tam na mnie...
Pyt.1. Kto czekał na Aleksandrę?
sobota, 2 stycznia 2016
1.1. Zerwanie Oli i Jacka
Już drugi miesiąc spotykałam się z Jackiem. Jednak strasznie dusilam się w tym związku. Nie wiedzialam kiedy i jak powiedzieć Jackowi że go nie kocham i że z nim zrywam. Dzisiaj nadarzyła się ku temu okazja:
-Ej Ola A może wybierzemy się na piknik? -zapytał Jacek tym swoim słodkim głosem.
-No ok. Muszę z Tobą koniecznie porozmawiać. Kiedy i gdzie?
-A to już będzie niespodziankę -usmiechną się ten mój Jacuś.
Na patrolu mieliśmy mało zgłoszeń i dobrze, bo od rana coś leżało mi ma żołądku. Na przerwie prawie nic nie jadłam. Za to później wypiłam moje ziółka i mi przeszło.
Po służbie siedziałam w naszym pokoju i piłam kawę. Nagle przyszedł Mikołaj.
-A cóż to tak pięknie pachnie? -spytał się mój partner, w którym byłam od dawna zakochana.
-Brazylijka. Zaparzyć ci też?
-Nie dzięki. A ty możesz w ogóle pić kawę?
-A czemu miałabym nie pić?
-Nie ważne. A może wziełabyś parę dni urlopu?
Popatrzyłam się na Mikołaja jak na wariata.
-Nie. A czemu?
-No okej. A może podwieźć Cię do domu? -spytał Mikołaj nie odpowiadając na moje pytanie.
-Nie, dzisiaj to akurat Jacek na piknik mnie zabiera.
-Ooo, a gdzież to twój Romeo cie porywa?
-Nie wiem, ale chyba gdzieś nad Odrę.
Na pikniku.
-Jak ci smakuje?- spytał Jacek.
-Jacku wszystko jest naprawdę pyszne.
-Kupiłem jeszcze wino, ale chyba nie powinniśmy go otwierać?
-Najpierw Mikołaj z tą kawą wyskoczył teraz ty z tym winem. O co wam chodzi? -zapadło paru sekundowe milczenie. -Zaraz ty chyba nie myślisz ze ja jestem w ciąży?
-No przyznaje, przeszło mi to przez głowę.
-No otwieraj, mam ochotę. Poza tym łatwiej będzie mi z tobą porozmawiać.
-Aha. Czyli jednak nie powinniśmy go otwierać?
Jacek jednak otworzył i nalał nam do kieliszków. Wypiłam mały łyczek.
-Jacku, bo ostatnio To wszystko za szybko się dla mnie dzieje- zaczęłam.
-To znaczy?
-To znaczy że powinniśmy od siebie odpocząć.
-Czyli co? Zrywasz ze mną?
-Po prostu uważam że powinniśmy przestać się spotykać.
Jacek po tych słowach wypił prawie cały kieliszek na raz.
-Może byś coś jeszcze powiedziała?
-Ale co?
-Zostańmy przyjaciółmi. Chyba tak to się mówi w tych wszystkich serialach.
-Fajnie by było gdybyśmy jednak, byli.
Siedzieliśmy jeszcze z dziesięć minut w absolutnej ciszy przerywanej tylko szumem rzeki i śpiewem ptaków. W końcu podniosłam się.
-Muszę już iść do domu- powiedziałam.
Jacek nie odpowiedział. Cały czas wpatrywał się w rzekę.
Nawet nie pamiętam kiedy dokładnie znalazłam się w domu. Po prostu w pewnej chwili poczułam że siadam na kanapie. Jednak dopiero kiedy usiadłam zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Zaczęłam czytać książkę lecz w ogóle nie mogłam się na niej skupić. Włączyłam telewizję. Wiadomości, wiadomości, pierwsza miłość, ukryta prawda. Postanowiłam że obejrzę sobie pierwszą miłość. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudził mnie dzwonek do drzwi.
1. Jak myślicie kto dzwonił do drzwi?